wtorek, 22 lipca 2014

"Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął": Wesołe jest życie staruszka - recenzja

"Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" w reżyserii Felixa Herngrena to wystrzałowa czarna komedia, która rozśmieszy Was do łez. Kinowa adaptacja bestsellerowej powieści Jonasa Jonassona okazuje się wyśmienitym pomysłem, gdyż naprawdę fajnie ogląda się krzepkiego staruszka w akcji!

/Fot. Materiały promocyjne
"Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął"("Hundraåringen som klev ut genom fönstret och försvann") opowiada o Allanie Karssonie, w którego przypadku powiedzenie Starość nie radość nie ma racji bytu. Niejeden młody człowiek pozazdrościłby mu tak szalonych i zabawnych przygód, zwłaszcza że ich ogromna liczba przyprawia o prawdziwy zawrót głowy. Całe życie lubującego się w pirotechnice bohatera eksplodowało od nadmiaru oszałamiających wydarzeń, a więc nic dziwnego, że mężczyzna nie ma zamiaru gnić do końca swoich dni w domu spokojnej starości i w setne urodziny, nie zważając na przygotowane dla niego przyjęcie, decyduje się opuścić jego mury. Szczególne znaczenie ma sygnał skłaniający go do wyruszenia w (prawdopodobnie) ostatnią podróż, gdyż przypomina mu o jego własnej naturze oraz niezwykle barwnych i burzliwych czasach młodości. Allan odegrał bowiem istotną rolę w historii XX wieku, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Mając więcej szczęścia niż rozumu, cało wychodził z rozmaitych opresji, jednocześnie czerpiąc olbrzymią radochę z rzeczy, którą lubi najbardziej, czyli wysadzania wszystkiego w powietrze. W ten oto sposób przypadkiem uratował życie generałowi Franco, pomógł skonstruować bombę Trumanowi, pił wódkę ze Stalinem, a podczas zimnej wojny bawił się w podwójnego agenta. Trudno będzie przebić tę niesamowicie bujną i zakręconą przeszłość, ale przeżycia, jakich doświadcza starszy pan, są niemal równie ekscytujące. Jego ucieczka z ośrodka zapoczątkowuje serię niewiarygodnych i arcyśmiesznych zdarzeń, w których pojawiają się między innymi: walizka po brzegi wypchana forsą, gang motocyklistów, słoń oraz niemożliwie flegmatyczny policjant podążający śladem pełnego wigoru zbiega z domu opieki.

"Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" stanowi świetną, wybuchową mieszankę przygody, kryminału, czarnego humoru, absurdu i groteski. W żadnym razie nie jest to filmowy niewypał, ale toczący się w błyskawicznym tempie, niepozwalający na nudę i rozwalający dowcipem obraz, który ogląda się z niedowierzaniem oraz uśmiechem na twarzy. Szwedzka produkcja zaskakuje widza na każdym kroku (o ile wcześniej nie czytał książki), a największe zdumienie budzi cieszący się doskonałym zdrowiem i spragniony wrażeń tytułowy stulatek, który napędza całą akcję, wielokrotnie nieświadomie przyczyniając się do katastrofalnych sytuacji, w tym śmierci niejednego bohatera (trup ściele się naprawdę gęsto), a przecież wygląda tak niewinnie… Banda ścigająca niesfornego staruszka szybko pożałuje zlekceważenia przeciwnika i z coraz większym zacięciem będzie chciała go dopaść, zaś ten, nic sobie nie robiąc z ich gróźb, podczas rozmowy z jednym z gangsterów spokojnie stwierdzi: "Jeśli chcesz mnie zabić, to musisz się pośpieszyć. Mam sto lat".

Robert Gustafsson wypada przekonująco w roli Allana Karlssona, ale jego kreacja nie powala na kolana. Należy przyznać, że jest dobry w tym, co robi, lecz zdecydowanie większą uwagę przykuwa fenomenalny David Wiberg wcielający się w Benny'ego, którego postać (podobnie jak flegmatycznego policjanta czy gangstera-choleryka) stworzono przy użyciu groteski oraz na zasadzie kontrastu ze stulatkiem, dzięki czemu jest jeszcze bardziej pocieszna.

Bajeczka o burzącym wszelkie stereotypy starszym panu kipi komizmem zarówno słownym, jak i sytuacyjnym, zapewniając wspaniały ubaw. "Stulatek" to obowiązkowa pozycja dla każdego miłośnika czarnej komedii, gdyż prezentuje inteligentny dowcip na najwyższym poziomie. Za to o głównej postaci filmu z pewnością nie można powiedzieć, że grzeszy błyskotliwością (jeszcze gorszym przypadkiem jest brat bliźniak Alberta Einsteina, którego spotyka na swojej drodze) - i w tym właśnie tkwi jej siła, a także w nieprawdopodobnym farcie, jaki posiada. Historia Allana pokazuje, że rzeczywistość jest dziełem (często okrutnego) przypadku, który symbolizuje w "Stulatku" sam bohater, a ty zwykle nie masz innego wyjścia, niż zdać się na ślepy los ("Allana Karlssona"), bo przecież co ma być, to będzie. Zamiast myśleć, działaj. Ową maksymą, która została wpojona przez matkę małemu Allanowi, bohater kieruje się w całym dorosłym życiu, ciągle prąc naprzód i nie obierając żadnego konkretnego celu wędrówki. Idąc z hukiem przez świat, przypomina trochę smerfa Zgrywusa, który uwielbia robić innym prezenty niespodzianki, z tym że mężczyzna w przeciwieństwie do animowanej postaci na ogół ich nie planuje.

Opowieść toczy się dwutorowo, ponieważ perypetie starszego pana są przeplatane jego retrospekcjami z dzieciństwa i młodości. Reżyser sprawnie porusza się między dwoma planami czasowymi, ale trochę przesadza z dynamiką akcji, która nieustannie bombarduje nas nowymi (choć wprawdzie przezabawnymi) rewelacjami, nie dając nawet chwili wytchnienia. Nie ma tu miejsca na głębszą refleksję, która raczej nie była zamysłem twórcy, a która jednocześnie odróżnia kultowego "Forresta Gumpa" od "Stulatka". Film Felixa Herngrena słusznie jest nazywany szwedzkim "Forrestem Gumpem", ale, abstrahując od stylów obu dzieł, nie może z nim konkurować, głównie dlatego, iż nie wzbudza tylu potężnych emocji i nie zapada tak mocno w pamięć jak obraz autorstwa Roberta Zemeckisa. Nie zmienia to jednak faktu, że "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" stanowi wartą obejrzenia, lekką i ciekawą komedię, która gwarantuje multum rozrywki.

Ocena: 4/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz