wtorek, 22 lipca 2014

"Zacznijmy od nowa": Serduszko puka w rytmie rocka - recenzja

John Carney, reżyser nagrodzonego Oscarem (za piosenkę) "ONCE", po raz kolejny wlewa w nasze serca otuchę i niesamowitą muzykę, podpowiadając, że "piosenka jest dobra na wszystko", a zwłaszcza na problemy miłosne. "Zacznijmy od nowa" to najświeższe, smakowite dzieło utalentowanego twórcy, które dostarcza imponującej porcji wzruszeń i fantastycznej zabawy.

/Fot. Materiały promocyjne
"Zacznijmy od nowa" skupia się na Brytyjce imieniem Gretta (Keira Knightley). Bohaterka, zakochana w muzyce i swoim chłopaku (Adam Levine), którego kariera rockmana nabiera coraz większego rozpędu, znalazła się w Nowym Jorku. Tu bowiem czeka na jej lubego cudowny kontrakt oraz (podobno) ich wymarzone życie. Są przecież piękni, bogaci i szczęśliwi, ale do czasu… On – Dan (Mark Ruffalo), niegdyś ceniony producent muzyczny, a obecnie cierpiący na wiecznego kaca nieudacznik, przekonuje się, że zawsze może być gorzej. Do jego niepowodzeń – rozstania z żoną (Catherine Keener) i słabnącego kontaktu z nastoletnią córką (Hailee Steinfeld, nominowana do Oscara za debiutancką rolę w "Prawdziwym męstwie" braci Coen) – dochodzi bowiem kolejna klęska w postaci utraty pracy. Wieczór spędzony w barze, w którym śpiewa Gretta, jest najlepszą rzeczą, jaka mogła się tej dwójce przytrafić.

"Zacznijmy od nowa" ma sporą szansę na to, aby powtórzyć sukces rewelacyjnego "ONCE". Pewne jest, że w te wakacje będzie głośno o najnowszym dokonaniu Carneya, który w filmie muzycznym potrafi zdziałać cuda, i chyba nie będzie przesadnym twierdzenie, iż wzniósł ten gatunek na wyższy poziom rozwoju. Wydaje się, że nigdy dotąd (wyłączając "ONCE") ścieżka dźwiękowa nie tworzyła z obrazem tak perfekcyjnej jedności, a jednocześnie była zdolna opowiedzieć historię jedynie za pomocą dialogów, utworów oraz rytmu ich występowania w filmie. "Zacznijmy od nowa" równie świetnie by się odbierało, rozkoszując się samym dźwiękiem, lecz na szczęście dane jest nam nie tylko usłyszeć, ale i zobaczyć tę wyjątkową produkcję, a więc możemy podziwiać kunszt aktorów, których ciepłe, pełne pasji i zbudowane na zasadzie wzajemnych kontrastów kreacje potęgują sposób, w jaki dzieło na nas oddziałuje. Jak już wspomniano, największy wpływ na jego percepcję mają nasycone uczuciami melodie, które odzwierciedlają relacje między przyjaciółmi czy parą zakochanych (szczególnie wzruszająca ballada "Lost Stars"), stan ducha poszczególnych bohaterów, a także sytuacje życiowe, w jakich się znajdują. Odpowiedzialny za muzykę Gregg Alexander raczy nas wspaniałymi, delikatnymi nutami, które oscylują na granicy rocka i popu, jednakże bliżej im do tego pierwszego. Za sprawą talentu i wrażliwości reżysera (współtwórcy piosenek) oraz jego doświadczeń z czasów, gdy grał w zespole The Frames i miał okazję poznać muzyczną branżę od podszewki, film jest taki prawdziwy, prezentując ciekawą, poruszającą, atrakcyjną wizualnie i fonicznie historię.

Ten pieszczący ucho komediodramat nie przypomina typowo hollywoodzkich produkcji, chociaż powstał w Stanach Zjednoczonych, a akcja została osadzona w uwielbianym przez przedstawicieli kina Nowym Jorku. Warto zaznaczyć, że w "Zacznijmy od nowa" amerykańska metropolia nie jest zwykłym tłem wydarzeń, ale – podobnie jak muzyka – jakby oddzielnym bohaterem, który idealnie łączy się z pozostałymi elementami filmowej kompozycji. Łatwo zauważamy, że reżyser irlandzkiego pochodzenia znajduje się pod szczególnym urokiem tego miasta, o czym świadczą dobierane przez niego, przesiąknięte realizmem piękne scenerie czy w ogóle sam pomysł, aby Gretta nagrywała płytę na żywo, w oryginalnych zakątkach tętniącego życiem Nowego Jorku. Taki jest też cały film – nietuzinkowy, pulsujący emocjami, daleki od blichtru, banalnego scenariusza komedii romantycznej, utartych schematów (pomijając doskonale znaną figurę zbuntowanej, skłóconej z zaniedbującym ją rodzicem nastolatki) oraz koniecznego happy endu. Aż do ostatniego ujęcia widz nie jest w stanie przewidzieć, w jaki sposób rozwiążą się skomplikowane losy bohaterów, co niewątpliwie stanowi ogromną zaletę wśród amerykańskich produkcji. Nie wiemy, w którym kierunku rozwinie się relacja Dana i Gretty (znakomita gra Ruffalo i Knightley): czy będą związanymi jedynie projektem artystami, zostaną kumplami, przyjaciółmi, a może kochankami? Ich poplątane drogi skrzyżują się ze sobą, a przygniecione problemami dusze odnajdą wspólny cel, doświadczając zbawiennej mocy sztuki, ale to, czym jeszcze zaowocuje przypadkowe spotkanie topiącego smutki w kieliszku, rozczarowanego własną egzystencją i twórczością współczesnych zespołów producenta z początkującą, młodą i wrażliwą piosenkarką pozostaje do końca owiane tajemnicą.

Zróżnicowana artystycznie obsada poradziła sobie z powierzonymi rolami (dosłownie) śpiewająco. Zarówno aktorzy, którzy nie odznaczają się nadzwyczajnymi muzycznymi umiejętnościami, jak i muzycy, którzy posiadają skromne doświadczenie na planie, wypadają naprawdę nieźle: wcielająca się w początkującą wokalistkę Keira Knightley ujmuje nas swoim głosem, a partnerujący jej Adam Levine z zespołu Maroon 5 sprawdza się jako osiągający spektakularny sukces Dave.

"Zacznijmy od nowa" to uroczy, ciepły niczym letnie promienie słońca, niezwykle zabawny – w głównej mierze dzięki postaci Dana – i mądry film, który mogę polecić każdemu. Komediodramat muzyczny Carneya ogląda się z czystą przyjemnością i nieustannie powracającym "bananem" na twarzy.

Ocena: 4,5/5

Artykuł został opublikowany w portalu http://hatak.pl/ (http://hatak.pl/artykuly/zacznijmy-od-nowa-serduszko-puka-w-rytmie-rocka-recenzja).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz