Kto jeszcze nie oglądał francuskiej produkcji fantasy z Audrey
Tautou („Amelia”) i Romainem Durisem („Heartbreaker. Licencja na uwodzenie”) w
rolach głównych, niech czym prędzej pędzi do kina!
/ Fot. Plakat filmu |
Najnowszy film Michela Gondry’ego, reżysera
surrealistycznych opowieści o miłości, nie jest lekką jak pianka komedią
romantyczną. Twórca „Zakochanego bez pamięci” i „Jak we śnie” ponownie przenosi
nas w niezwykły, zadziwiający swym bogactwem świat. Nie są to już zakamarki
ludzkiej pamięci ani senne marzenie, lecz surrealistyczna bajka, która wraz z
rozwojem akcji zamienia się w koszmar. „Dziewczyna z lilią” nie jest kinem
łatwym i przyjemnym, to znaczy służącym najzwyklejszej rozrywce, ale stanowi
doskonałą, niczym smakołyki przyrządzane
przez filmowego kucharza – Nicolasa (Omar Sy), ucztę intelektualną. Reżyser
raczy nas słodko – gorzką historią miłości Colina (Romain Duris) i Chloé (Audrey Tautou).
Na początku zostaje nam zaserwowana zabawa,
subtelny dowcip oraz surrealistyczne zjawiska i rekwizyty rodem z animacji, od
nadmiaru których można dostać zawrotu głowy. Czego tu nie ma! Dzwonek do drzwi
przypominający karalucha, samo poruszające się buty i warczące niczym pies,
kucharz, który pomagając w gotowaniu, podaje produkty z lodówki lub nagle
pojawia się w piekarniku, dom wyglądający jak pociągowy wagon, kuchenka, na
której odtwarza się płyty, miniaturowy człowiek przebrany za mysz, pianino
serwujące drinki (pianobar).
Z ekranu emanuje radość i beztroska. Colin
ma wszystko, czego zapragnie. Do pełni szczęścia brakuje mu tylko miłości.
Kiedy słyszy o miłosnych podbojach przyjaciół, jak mały chłopiec stwierdza, że
on też chce się zakochać. Na przyjęciu u przyjaciółki poznaje Chloé, którą bardzo
szybko zaczyna darzyć uczuciem. Ich miłość kwitnie, aż zdarza się nieszczęście
– Chloé zapada na dziwną chorobę. Wszystkiemu winna jest lilia, która zaczyna
się rozwijać w jej płucu. Ich szczęście pęka niczym bańka mydlana. Colin kończy
z zabawami i wszystkie pieniądze przeznacza na leczenie ukochanej kobiety.
W drugiej części filmu, mimo że ciągle mamy
do czynienia z surrealizmem, to jednak pozbawiony jest on wcześniejszych
beztroskich żartów. To wszystko dlatego, że blednie świat głównego bohatera.
Okazuje się, że „pianobar nie będzie grał wiecznie”. Bajka zamienia się w szarą
i okrutną rzeczywistość (warty zaznaczenia jest fakt, że „Dziewczyna z lilią”
jest nakręcona na podstawie noweli „Piana złudzeń” autorstwa Borisa Viana, a
pianobar może być symbolem złudnego, krótkotrwałego szczęścia). Kontrast między
scenami sprzed choroby ukochanej Colina i po tym jak jej siły zaczynają
słabnąć, jest uderzający. Na początku oglądamy świat mieniący się kolorami
tęczy i rozbrzmiewający piosenką o wiecznej miłości (muzyka w tym filmie pełni
ważną rolę), a później mamy przed oczami czarno – białe kadry, zaś wspomniany
utwór, który nuci Chloé zostaje przerwany napadami kaszlu. Wcześniejsza duża ilość światła
ustępuje natomiast miejsca ciemności. Bohaterowie są poważni i pogrążeni w
smutku, a dom zakochanych znajduje się w opłakanym stanie. Możemy zaobserwować
wyjątkową zgodność między fabułą a warstwą obrazową filmu oraz światem
wewnętrznym Colina i otaczającą go zewnętrzną „rzeczywistością”.
Gondry testuje nie tylko wyobraźnię widza,
ale także jego znajomość filozofii, a dokładniej mówiąc – egzystencjalizmu
(pojawiają się nawiązania do Sarte’a i Heideggera). Porusza wiele istotnych
kwestii, takich jak: przyjaźń, problem uzależnienia (przyjaciel Colina – Chick,
w tej roli Gad Elmaleh, zdobywając książki pewnego francuskiego pisarza, który
tak naprawdę to nie Jean – Sol Partre, ale Jean-Paul Sartre, zachowuje się jak
narkoman „na głodzie”), pieniądz rządzący światem, dojrzewanie, a przede
wszystkim miłość (wiążę się ona ze wspomnianą dojrzałością), czyniąc to w mocno
niekonwencjonalny sposób. Wszystkie te zagadnienia zostały bowiem ubrane w
formę a’la Gondry.
Choć dzieło francuskiego reżysera jest
trudne zarówno pod względem tematyki, jak i przebogatej warstwy wizualnej, to
jednak (lub właśnie dlatego) można czerpać prawdziwą przyjemność z oglądania tej
nierzeczywistej opowieści o miłości (jeżeli lubi się szaleństwo obrazowe
serwowane przez surrealistów). Uważne przyjrzenie się jej połączone z pogłębioną
refleksją może nam dostarczyć wiele niezapomnianych wrażeń i cennych przemyśleń.
Historia jest naprawdę ujmująca, porusza serce zachwycając przy tym niezwykłym
koktajlem, tak niesamowitym, jak drinki wytwarzane przez magiczne pianino.
Ocena: 4,5/5
Ocena: 4,5/5