„Nimfomanka - Część 1” Larsa von Triera jest prowokującym
dziełem sztuki. W odpowiednich proporcjach łączy w sobie wulgarne treści z piękną formą.
Seksualne doznania tytułowej nimfomanki widzimy okiem prawdziwego artysty.
/Fot. Materiały prasowe |
Lars von Trier jest znany z tego,
że jego filmy budzą wiele kontrowersji. Reżyser świadomie przekracza granice
obyczajowe po to, aby ukazać najmroczniejsze zakamarki natury ludzkiej. Wydaje
się, że „Nimfomanka” jest jednym z filmów, które najbardziej podzielą fanów
kina. Jedni ją znienawidzą i uznają ją za obrzydliwą pornografię, inni
dostrzegą w niej coś więcej i zafascynują się geniuszem twórcy. Należę do tej
drugiej kategorii. Wiele ujęć faktycznie może oburzać, zwłaszcza, że akty
seksualne nie są symulowane, ale prawdziwe. Sceny łóżkowe wykonane przez
dublerów są autentyczne i pokazane w dobitny sposób. Film jest pełen zbliżeń
organów płciowych. Kamera zagląda właściwie wszędzie podczas stosunku. Z
drugiej strony, jeżeli potraktujemy „Nimfomankę” jako kino artystyczne, którym
rzeczywiście jest i odrzucimy swoje uprzedzenia, będziemy mogli czerpać
przyjemność z obcowania z tym niezwykłym, szokującym obrazem. Dzieło sztuki przecież
dla swoich celów często oburza i wstrząsa odbiorcą.
Film stanowi wyznania Joe - tytułowej
nimfomanki, która nieznajomemu człowiekowi prezentuje w kilku rozdziałach
historię swojego grzesznego, bujnego i obfitującego w dziwne przypadki życia. Starszy
mężczyzna o imieniu Seligman znajduje ją pobitą i półprzytomną, i zabiera do
swojego mieszkania. Pyta kobietę, co jest przyczyną jej złego stanu zdrowia, a
ta opowiada mu swoją intrygującą, straszną, a jednocześnie fascynującą
historię, której słucha z wielkim zainteresowaniem. Mężczyzna pomaga jej snuć
tę pełną seksualnych doznań opowieść stosując zaskakujące porównania seksu do
wędkowania lub wiążąc go z takimi dziedzinami jak zoologia, poezja czy muzyka
nadając w ten sposób narracji artystyczną formę. Skojarzenia są ciekawe oraz
niezwykle trafne, a mimo zaakcentowanej w filmie zmysłowości oraz wulgarności
stanowią swoistą ucztę intelektualną.
Dzieło filmowe ukazujące problem
nimfomanii jest brutalne, a zarazem lekkie i zabawne. „Nimfomanka” obfituje bowiem
w komizm słowny i sytuacyjny. Humor czasami jest niezwykle wysublimowany z
racji swoich odwołań do sztuki lub filozofii. Innym razem z filmu przebija
groteska, która serwuje potężną dawkę śmiechu. Wszystko to sprawia, że
produkcję ogląda się z przyjemnością oraz zaciekawieniem. Widza wciąga
opowieść bohaterki. Zaletą jest również
bardzo dobra, mocna – jak tematyka „Nimfomanki” muzyka (są między innymi obecne
utwory zespołu Rammstein), szczególnie ta, która pojawia się w idealnym
momencie na początku i końcu filmu. Minus stanowią powiązania seksu z
wędkarstwem, które zamiast bawić (choć niektóre są faktycznie trafne i
śmieszne), wywołują zażenowanie i niedowierzanie. Inaczej jest w przypadku jego
teorii na temat poezji czy muzyki.
Charlotte Gainsbourg stworzyła
wspaniałą kreację. Stanęła na wysokości zadania wykazując się dużym talentem aktorskim.
Zagrana przez nią cierpiąca na nimfomanię Joe jest bardzo przekonująca i usuwa
w cień inne postacie. Warto jednak wspomnieć o ojcu Joe (Christian Slater),
który sprawdził się w różnorodnych i niezwykle trudnych scenach, szczególnie
gdy musiał zagrać cierpiącego na rzadką, przerażającą chorobę człowieka. Ojciec
nimfomanki jest z zawodu lekarzem, dzięki czemu mała Joe ma łatwy dostęp do
medycznych książek i szybko poznaje ilustracje narządów płciowych. Jej rodzic
to inteligentny, wrażliwy i czuły mężczyzna, który często opowiada córce
historie o uwielbianych przez siebie drzewach. Wielokrotnie stanowią one piękną
metaforę życia i miłości. Mężczyzna stosuje obrazowe porównania: przykładowo
nazywa pnie i ogołocone z liści gałęzie duszami
drzew. Joe lubi przechadzać się po tym samym, ulubionym przez siebie parku.
Spacer wśród przyrody przypomina jej o ojcu, ale jednocześnie identyczna,
monotonna trasa przywodzi na myśl pozbawione sensu życie nimfomanki, która
wpędziła się w labirynt swoich wielkich potrzeb seksualnych. Każdy dzień,
złożony z określonej liczby aktów płciowych staje się powtarzalny. Uporczywa
potrzeba uprawiania ciągłego seksu przesłania kobiecie wszystkie inne sprawy oraz
pozbawia ją moralności stanowiąc wyniszczającą siłę. Destrukcyjny wpływ nałogu
idealnie oddaje wizerunek snującej opowieść kobiety. Zły stan, w którym się znajduje
podczas rozmowy z Seligmanem (przypominającej spowiedź), nasuwa takie
skojarzenie. Bohaterka czuje się zagubiona. Zwierza się, że przeczyła istnieniu
miłości, jednakże wbrew jej woli również ją dosięgnęło uczucie. Co z tego
wyniknie, przekonacie się oglądając ten świetny, odważny obraz.
Nawiązując do jednego z rozdziałów
życia nimfomanki można powiedzieć, że film stanowi swoistą polifonię erotyki,
sztuki i naturalizmu. Lars von Trier komponuje wszystkie elementy swojego
dzieła w harmonijną całość. Jeżeli nie podejdziemy do „Nimfomanki” z pewnym
dystansem może ona nam się nie spodobać. Kiedy jednak nie potraktujemy jej jako
uwłaczanie ludzkiej godności, ale będziemy rozpatrywać ją w innych kategoriach,
a do tego przyzwyczailiśmy się do prowokującego kina skandynawskiego reżysera poczujemy
się usatysfakcjonowani i będziemy z niecierpliwością czekali na drugą część
tego porywającego dramatu.
Ocena: 4/5
Ocena: 4/5
Artykuł został opublikowany w portalu http://hatak.pl/ (http://hatak.pl/artykuly/wulgarne-piekno).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz