sobota, 11 stycznia 2014

Wulgarne piękno

„Nimfomanka - Część 1” Larsa von Triera jest prowokującym dziełem sztuki. W odpowiednich proporcjach łączy  w sobie wulgarne treści z piękną formą. Seksualne doznania tytułowej nimfomanki widzimy okiem prawdziwego artysty.

/Fot. Materiały prasowe
Lars von Trier jest znany z tego, że jego filmy budzą wiele kontrowersji. Reżyser świadomie przekracza granice obyczajowe po to, aby ukazać najmroczniejsze zakamarki natury ludzkiej. Wydaje się, że „Nimfomanka” jest jednym z filmów, które najbardziej podzielą fanów kina. Jedni ją znienawidzą i uznają ją za obrzydliwą pornografię, inni dostrzegą w niej coś więcej i zafascynują się geniuszem twórcy. Należę do tej drugiej kategorii. Wiele ujęć faktycznie może oburzać, zwłaszcza, że akty seksualne nie są symulowane, ale prawdziwe. Sceny łóżkowe wykonane przez dublerów są autentyczne i pokazane w dobitny sposób. Film jest pełen zbliżeń organów płciowych. Kamera zagląda właściwie wszędzie podczas stosunku. Z drugiej strony, jeżeli potraktujemy „Nimfomankę” jako kino artystyczne, którym rzeczywiście jest i odrzucimy swoje uprzedzenia, będziemy mogli czerpać przyjemność z obcowania z tym niezwykłym, szokującym obrazem. Dzieło sztuki przecież dla swoich celów często oburza i wstrząsa odbiorcą.

Film stanowi wyznania Joe - tytułowej nimfomanki, która nieznajomemu człowiekowi prezentuje w kilku rozdziałach historię swojego grzesznego, bujnego i obfitującego w dziwne przypadki życia. Starszy mężczyzna o imieniu Seligman znajduje ją pobitą i półprzytomną, i zabiera do swojego mieszkania. Pyta kobietę, co jest przyczyną jej złego stanu zdrowia, a ta opowiada mu swoją intrygującą, straszną, a jednocześnie fascynującą historię, której słucha z wielkim zainteresowaniem. Mężczyzna pomaga jej snuć tę pełną seksualnych doznań opowieść stosując zaskakujące porównania seksu do wędkowania lub wiążąc go z takimi dziedzinami jak zoologia, poezja czy muzyka nadając w ten sposób narracji artystyczną formę. Skojarzenia są ciekawe oraz niezwykle trafne, a mimo zaakcentowanej w filmie zmysłowości oraz wulgarności stanowią swoistą ucztę intelektualną.

Dzieło filmowe ukazujące problem nimfomanii jest brutalne, a zarazem lekkie i zabawne. „Nimfomanka” obfituje bowiem w komizm słowny i sytuacyjny. Humor czasami jest niezwykle wysublimowany z racji swoich odwołań do sztuki lub filozofii. Innym razem z filmu przebija groteska, która serwuje potężną dawkę śmiechu. Wszystko to sprawia, że produkcję ogląda się z przyjemnością oraz zaciekawieniem. Widza wciąga opowieść bohaterki. Zaletą jest również bardzo dobra, mocna – jak tematyka „Nimfomanki” muzyka (są między innymi obecne utwory zespołu Rammstein), szczególnie ta, która pojawia się w idealnym momencie na początku i końcu filmu. Minus stanowią powiązania seksu z wędkarstwem, które zamiast bawić (choć niektóre są faktycznie trafne i śmieszne), wywołują zażenowanie i niedowierzanie. Inaczej jest w przypadku jego teorii na temat poezji czy muzyki.

Charlotte Gainsbourg stworzyła wspaniałą kreację. Stanęła na wysokości zadania wykazując się dużym talentem aktorskim. Zagrana przez nią cierpiąca na nimfomanię Joe jest bardzo przekonująca i usuwa w cień inne postacie. Warto jednak wspomnieć o ojcu Joe (Christian Slater), który sprawdził się w różnorodnych i niezwykle trudnych scenach, szczególnie gdy musiał zagrać cierpiącego na rzadką, przerażającą chorobę człowieka. Ojciec nimfomanki jest z zawodu lekarzem, dzięki czemu mała Joe ma łatwy dostęp do medycznych książek i szybko poznaje ilustracje narządów płciowych. Jej rodzic to inteligentny, wrażliwy i czuły mężczyzna, który często opowiada córce historie o uwielbianych przez siebie drzewach. Wielokrotnie stanowią one piękną metaforę życia i miłości. Mężczyzna stosuje obrazowe porównania: przykładowo nazywa pnie i ogołocone z liści gałęzie duszami drzew. Joe lubi przechadzać się po tym samym, ulubionym przez siebie parku. Spacer wśród przyrody przypomina jej o ojcu, ale jednocześnie identyczna, monotonna trasa przywodzi na myśl pozbawione sensu życie nimfomanki, która wpędziła się w labirynt swoich wielkich potrzeb seksualnych. Każdy dzień, złożony z określonej liczby aktów płciowych staje się powtarzalny. Uporczywa potrzeba uprawiania ciągłego seksu przesłania kobiecie wszystkie inne sprawy oraz pozbawia ją moralności stanowiąc wyniszczającą siłę. Destrukcyjny wpływ nałogu idealnie oddaje wizerunek snującej opowieść kobiety. Zły stan, w którym się znajduje podczas rozmowy z Seligmanem (przypominającej spowiedź), nasuwa takie skojarzenie. Bohaterka czuje się zagubiona. Zwierza się, że przeczyła istnieniu miłości, jednakże wbrew jej woli również ją dosięgnęło uczucie. Co z tego wyniknie, przekonacie się oglądając ten świetny, odważny obraz.


Nawiązując do jednego z rozdziałów życia nimfomanki można powiedzieć, że film stanowi swoistą polifonię erotyki, sztuki i naturalizmu. Lars von Trier komponuje wszystkie elementy swojego dzieła w harmonijną całość. Jeżeli nie podejdziemy do „Nimfomanki” z pewnym dystansem może ona nam się nie spodobać. Kiedy jednak nie potraktujemy jej jako uwłaczanie ludzkiej godności, ale będziemy rozpatrywać ją w innych kategoriach, a do tego przyzwyczailiśmy się do prowokującego kina skandynawskiego reżysera poczujemy się usatysfakcjonowani i będziemy z niecierpliwością czekali na drugą część tego porywającego dramatu.

Ocena: 4/5

Artykuł został opublikowany w portalu http://hatak.pl/ (http://hatak.pl/artykuly/wulgarne-piekno).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz