„Zniewolony. 12 Years a Slave” w reżyserii Steve’a McQueena
jest wstrząsającym filmem opartym na rzeczywistej historii człowieka, któremu
brutalnie odebrano wolność. Ten wspaniale zrealizowany dramat wywiera ogromne
wrażenie i na długo pozostaje w pamięci.
/Fot. Materiały prasowe |
Najnowszy obraz reżysera „Głodu” i
„Wstydu” przenosi nas do Stanów Zjednoczonych pierwszej połowy XIX wieku. Jest
rok 1841. W południowej części kraju ludzie o czarnym kolorze skóry przeżywają
koszmar niewolnictwa. Inaczej jest w północnych stanach, gdzie Afroamerykanie są
wolnymi obywatelami. Tak jest w przypadku mieszkającego w Waszyngtonie Solomona
Northupa (Chiwetel Eijofor). To wykształcony, szanowany człowiek, szczęśliwy
mąż i ojciec dwojga dzieci, którego pasją jest gra na skrzypcach. Jego
idylliczne życie nagle się kończy, kiedy zostaje podstępem porwany i sprzedany
jako niewolnik. Główny bohater, pozbawiony rodziny i własnej tożsamości
(narzucono mu nowe imię – Platt), stara się odnaleźć w nowej, przerażającej rzeczywistości
i nigdy nie stracić nadziei na odzyskanie wolności. Film rozpoczyna się od
ukazania strudzonego pracą na plantacji Solomona, który po ciężkim dniu pogrąża
się we wspomnieniach. W ten sposób poznajemy jego niezwykłą historię, dwanaście
lat pełne fizycznego i duchowego cierpienia, rozpaczy, bezsilności, lęku,
samotności, tęsknoty za domem, upokorzeń oraz mimo wszystko niegasnącej wiary.
Warunki klimatyczne, w których
odbywa się wielogodzinna, mordercza praca, jeszcze bardziej uwydatniają piekło,
przez jakie przechodzi Solomon. Skwar dosłownie leje się z nieba. Niesamowite jest
to, że niemal na własnej skórze czujemy piekące słońce, wymierzane niewolnikom baty, ból matki, która
zostaje rozdzielona z dziećmi. Niektóre sceny są szczególnie brutalne, a przy
tym z każdego ujęcia przebija autentyzm. „Zniewolony. 12 Years a Slave”
całkowicie angażuje widza, który jeszcze długo po wyjściu z kina nie może uwolnić
się od tego poruszającego do głębi obrazu. McQueen wykonał dobrą robotę. Duża w
tym zasługa operatora (Seana Bobbita) i świetnej muzyki autorstwa Hansa
Zimmera. Zdjęcia są naprawdę poetyckie. Widzimy przepiękne ujęcia przyrody i
naznaczonych emocjami ludzkich twarzy. Operator odsłania wnętrze postaci i
uwypukla rozgrywające się w ich życiu dramaty. Efekt potęguje ścieżka dźwiękowa,
która idealnie komponuje się z tym, co obserwujemy na ekranie. Kluczowa jest
scena, w której, pomijając odgłosy owadów, panuje całkowita cisza. Ten brak
muzyki oraz ujęcie nieruchomej postaci Solomona zapatrzonego w dal i następujące
potem zbliżenie wypełnionych łzami oczu mężczyzny pokazują burzę uczuć, która
rozpętała się w jego sercu. Ważną rolę odgrywa warsztat aktorski obdarzonego
bogatą mimiką Chiwetela Eijofora.
W filmie wiele jest przepełnionych
symboliką scen. Bardzo wymowne jest zakończenie, które łączy się z aktualną
sytuacją głównego bohatera i pojęciem „życia”. Nie zdradzając szczegółów,
sygnalizuję tylko, aby przyjrzeć się wszystkim postaciom, które są obecne w
kadrze. W „Zniewolonym” często pojawiają się słowa mówiące o tym, że Solomon
nie chce jedynie przetrwać, ale żyć naprawdę (jako wolna osoba). Inny „smaczek”
w filmie wiążę się z ukochanymi przez bohatera skrzypcami. Należy również
zwrócić uwagę na wydźwięk imienia i nazwiska głównej postaci, która
niejednokrotnie wspomina o sprawiedliwości, jaka dosięgnie bezdusznych
plantatorów.
McQueen doskonale oddaje na
ekranie problem niewolnictwa i nietolerancji rasowej. Obnaża rządzące nimi
mechanizmy i postawę „pana” wobec swojej „własności”. Niewolnik nie jest według plantatora człowiekiem,
to coś nawet gorszego od zwierzęcia, więc może sobie z nim robić wszystko, co
mu się tylko podoba. Pokazywanie mu gdzie jest jego miejsce i biczowanie do
krwi sprawia mu sadystyczną przyjemność. Gwałcenie czarnoskórych kobiet jest na
porządku dziennym, co oddaje sytuacja urodziwej Patsey (Lupita Nyong’o), która
nie tylko najwydajniej pracuje, ale przy tym stanowi seksualną zabawkę
bezdusznego Eppsa (Michael Fassbender). Mimo iż posiadamy pewne pojęcie o strasznym
losie niewolników, to jednak obraz ludzi, którzy są traktowani jak przedmioty
(widać to szczególnie wtedy, gdy handlarz niewolników zachwala ich jako swoje
towary) szokuje i wzbudza w nas sprzeciw wobec ludzkiego okrucieństwa. To umysłowo
ograniczeni, zaślepieni przez nienawiść i chciwość, pozbawieni wszelkich
skrupułów właściciele czarnoskórych zatracają swoje człowieczeństwo, a nie „murzyni”,
którzy pomimo bolesnych doświadczeń często zachowują swoją moralność, wzajemnie
się wspierają, a nawet nawiązują przyjaźń.
„Zniewolony. 12 Years a Slave” nie
byłby tak wstrząsającym obrazem , gdyby nie wybitna kreacja aktorska stworzona
przez Chiwetela Eijofora, który swoją grą kradnie prawie każdą scenę. Dużym
talentem popisał się również Michael Fassbender w roli czarnego charakteru, w
którym skupiają się najgorsze cechy posiadacza niewolników. Na ich tle dość
blado wypada Brad Pitt jako Samuel Bass pojawiający się w znaczącym epizodzie
filmu. Postać, w którą się wcielił, jest dla mnie mało przekonująca, a przy tym
wyjaśnienie przez Samuela Bassa motywu swojego postępowania nie do końca do
mnie przemawia.
Ocena: 4,5/5
Artykuł został opublikowany w portalu http://hatak.pl/ (http://hatak.pl/artykuly/zniewalajacy-i-zachwycajacy-dramat).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz